Transkrypcja rozmowy:
Borys
Kozielski: Do mikrofonu zaprosiłem dziś pana Mariusza Szczygła,
który przeczytał już trzy swoje książki. Proszę powiedzieć,
jak do tego doszło, jak to się stało, że zaczął pan czytać na
głos swoje książki, bo podczas pisania na pewno się czyta, ale
jednak inaczej się pisze z myślą, że będzie się później ten
tekst czytać, albo z myślą, że ktoś inny będzie czytał ten
tekst.
Mariusz
Szczygieł: Na głos to zacząłem czytać już jak miałem
dwanaście, trzynaście lat w łazience. Bardzo mi się podobało
jako dziecku podobała mi się praca lektora, telewizyjnego, lektora
filmowego i pamiętam, że jak usłyszałem, że Krystyna Loska w
jakimś wywiadzie powiedziała, to było w latach siedemdziesiątych,
że ona bardzo dużo też czyta w domu na głos to ja zacząłem też
czytać. Oczywiście nigdy nie zostałem lektorem, ale bardzo mi się
podoba ta praca. Moim ulubionym czytaczem wszystkiego jest Andrzej
Matul, ale powiem szczerze, że nigdy bym się nie odważył
zaproponować wydawnictwu czytania własnej książki. Co innego
marzenia o byciu lektorem a co innego pracować głosem
profesjonalnie. No ale wydawnictwo Czarne znalazło taki złoty
środek. Bo z jednej strony ja nie czytam profesjonalnie, bo nie
jestem aktorem, nie uczyłem się wymowy. Czasami źle zaakcentuję
jakieś słowo, ale oni powiedzieli: "wiesz, przeczytasz to po
prostu jak autor, a autorowi wszystko wolno". Troszkę ośmielił
mnie Michał Witkowski, kiedy posłuchałem przez chwilę jego
"Lubiewa". Pomyślałem no właściwie to prawda. Autor
może wszystko na tym audiobooku. Nie musi być aktorem. Ale na
początku mieliśmy taki pomysł, żeby książkę "Zrób sobie
raj" przeczytał aktor, bo "Gottland został przeczytany
przez Krzysztofa Wakulińskiego, bardzo dobrze zresztą. Chociaż,
czasami czeskich nazwisk pan Wakuliński nie wymawia tak jak
powinien, ale ma do tego prawo, przeczytał wszystko świetnie więc
tu mu daruję. Natomiast ja chciałem, żeby "Zrób sobie raj"
przeczytał Robert Więckiewicz. Na to powiedziała moja wydawczyni,
Monika Sznajderman: “Tak, Robert Więckiewicz genialny aktor, ale
nie pasuje do twojej książki” i rzeczywiście przekonała mnie,
że jego głos jest za ciemny do tej książki. Książka “Zrób
sobie raj” jest o kulturze czeskiej, o kulturze śmiechu. Jest to
książka, która ma większość partii bardzo pogodnych i ona mówi
“słuchaj ale Więckiewicz jest po prostu poważny, czyta takim
głosem, (nazwaliśmy go sobie) ciemnym. To musi być ktoś z takim
głosem jasnym, słonecznym.” Ja wymyśliłem, żeby to był
Wojciech Malajkat, bo właśnie Malajkat ma coś słonecznego w
głosie, prawda? Na to Monika Sznajderman mówi: “bo wiesz, wydaje
mi się, że głos Malajkata jest najbardziej podobny do twojego
głosu” i to byłoby tak jakbym ja czytał, a ona mówi: “a
dlaczego ty masz nie przeczytać?”. Ja się zastanawiałem kilka
dni, namówiła mnie i myślałem, że to będzie praca łatwa. Na
prawdę myślałem, że to pójdzie ot tak. Nie, nie była łatwa.
BK: To w sumie ponad pięć godzin czytania. Jak się słucha, to bardzo przyjemnie się słucha.
MS:
Widzę, że pan tutaj ma ten audiobook, to jest pięć godzin 50
minut, czyli prawie sześć godzin. No to ja powiem szczerze, że
nagrywałem to w siedmiu ratach. Siedem razy przychodziłem do studia
i zawsze byłem w nim między 2,5 a 3 godziny.
BK:
Dłużej się nie da?
MS:
Krócej się nie da. Powiedzmy, że 2,5 godziny razy 7 spotkań to
jest już 14 godzin, no to jest kilkanaście godzin, a mamy tutaj
tylko 5-50
BK:
Ja myślałem, że dłużej się nie da w sensie, że po prostu jest
się zmęczonym czytaniem.
MS:
Aaa w tym sensie, to oczywiście, to było tak, że bardzo wiele
partii musiałem powtórzyć z rożnych powodów. Mikrofony tego
studia, które nagrywa są bardzo czułe. W związku z tym, może
każdy o tym nie wie, ale na przykład jak nie zjadłem śniadania to
mi burczało w brzuchu w związku z tym to burczenie w brzuchu się
nagrywało i pani reżyser mówiła, że musimy to powtórzyć. No
więc ja cały czas miałem stres czy mi nie będzie burczało w
brzuchu. Brałem tam bana do jedzenia, ale jak już mijało 3 godziny
to znowu mi burczało w brzuchu bo mi się znowu chciało jeść. Bo
ja w ogóle jem co 3 godziny. Mało, ale co 3 godziny. Szczerze
mówiąc, też wszelkie przełknięcia śliny, to wszystko się
nagrywa i jeszcze raz “panie Mariuszu, musimy to powtórzyć i
musimy to powtórzyć”. A żeby powtórzyć to ja muszą wejść w
tę samą frazę. Czyli przez chwilę słucham tego co było i
wchodzę w tym momencie tak jakbym dalej mówił. Mam nadzieję, że
zwłaszcza w “Zrób sobie raj” tego szycia, czyli montażu tak
nie widać. Druga rzecz jest taka, że rzeczywiście po godzinie
intensywnego czytania już głos był inny. Ja sam to słyszałem
przy powtórkach w słuchawkach, że owszem, miły, słoneczny głos
ale już się robił taki trochę chropowaty. Taki trochę zdarty. Ja
bym chciał w ogóle mówić takim głosem, ale to jednak musi być
naturalnie nagrane i raczej ten głos powinien być, ta jego bardzo
powinna być podobna. Nie może brzmieć jak papier ścierny. Tak, że
rzeczywiście dłużej się nie da. Potem jeszcze trwał montaż tego
audiobooka. Rzeczywiście słucha się tego w kilka godzin a powstaje
to o wiele dłużej. Drugim audiobookiem, który nagrałem to była
“Niedziela, która zdarzyła się w środę”. Moja książka o
Polsce, a potem “Laska nebeska”. Przy tej “Lasce nebeskiej”
miałem na prawdę dużo takiej przyjemności ponieważ ja tam używam
wielu czeskich słów.
BK:
Ale inny też wydawca.
MS:
Tak, to już wydala Agora i Agora nagrywała i muszę powiedzieć,
dużą przyjemność mi sprawiało wypowiadanie pewnych słów po
czesku, to było bardzo fajne. Na przykład imię Jiří. To trzeba
powiedzieć bardzo specyficznie bo to rz, właściwie żet w tym Jiří
to się nie wymawia jak ja teraz mówię Jiżi, tylko Jirżi,
tak jak żorżeta. To była dla mnie przyjemność nawet w domu sobie
ćwiczyłem. Ale jak pytał pan o to, że jak się pisze książkę
to, że się nie myśli, że to będzie czytane tak? No więc ja
jestem ze szkoły, która myśli o tym. Hanna Krall, nauczycielka
mojego zawodu, zawsze nam powtarzała, że mamy czytać na głos
teksty przed drukiem, to znaczy przezd oddaniem do redakcji. Żeby
usłyszeć rytm, czy jest dobry, czy nie ma niezamierzonych rymów.
No i wtedy usłyszycie czy ten tekst brzmi. Ja jestem z tej szkoły
czytającej na głos, ale pamiętam jak zawsze nas przestrzegała:
“panie Mariuszu niech pan nie udaje, że pan czyta na głos. Często
jak ja mówię dziennikarzom czytajcie na głos to oni czytają po
cichu, tylko w głowie im brzmi głos i wydaje im się, że czytają
na głos. To nie o to chodzi. Trzeba to na prawdę przeczytać na
głos, żeby cały pokój to usłyszał” Oczywiście nie pokój w
pracy tylko w domu, bo nie ma co innym przeszkadzać. Tak żebyśmy
my to usłyszeli i na prawdę wtedy słychać. Wtedy jest jasne, że
musimy napisać “noce i dnie” a nie “dnie i noce”. Bo po
prostu rytm jest inny. Właśnie wiele osób się zastanawia dlaczego
Nałkowska nazwała to odwrotnie. Przecież najpierw jest dzień, a
potem noc w tej książce. Nie. Noce i dnie brzmi fajnie, jest to
dobra, muzyczna fraza. Noce i dnie, a nie dnie i noce. W tym jest,
jakieś takie wertepy są. Ale muszą powiedzieć, że owszem
wydawało mi się, że moje książki są napisane tak muzycznie i że
to wszystko tak płynie. No i przy tym czytaniu audiobooków kilka
razy złapałem się na tym,, że jeszcze nie wszystkie zdania są
dobrze wygładzone.
BK:
A zdarzyło się coś poprawić podczas czytania?
MS:
Tak! Więc jeśli ktoś by jakąkolwiek moją książkę czytaną
przeze mnie porównał z oryginałem to znajdzie miejsca w których
ja poprawiłem, że czytam tak jak to powinno być przeczytane, bo
wydawało mi się, że jednak jest tam jakiś błąd i że źle to
napisałem. Źle w sensie składni, w sensie układu zdania. A
jeszcze mam taki przykład ciekawy. Kilka razy mnie pytano dlaczego
ja mówię o polskiej szkole reportażu trzy razy “k”,
Kapuściński, Kąkolewski, Krall. Dlaczego ja Krall daję na końcu?
Ja zawsze mówię, że dla rytmu zdania. Bo po prostu słowo Krall
brzmi jak kropka. Zresztą z panią Hanią na ten temat rozmawiałem
i ona się z tym zgadza. No posłuchajmy: Krall, Kąkolewski,
Kapuściński. Kapuściński, Krall, Kąkolewski. Nosz kurcze nie ma
w tej wyliczance tego rytmu, to nie brzmi dobrze prawda? Kapuściński,
Kąkolewski, Krall, ewentualnie może być Kąkolewski, Kapuścińki,
Krall, ale ta Krall musi być na końcu, nie ma wyjścia, mimo, że
jest kobietą. Takie rzeczy dopiero słyszymy jak się to czyta na
głos, jak się powie coś na głos.
BK:
Czy taka praca wymaga reżysera, czy tylko realizatora?
MS:
“Niedzielę, która zdarzyła się w środę” robiłem z
prawdziwym reżyserem radiowym. W trójce to było i rzeczywiście
ostro mi dała popalić. Pani Baszka, ostro mi dała popalić, to
była najtrudniejsza praca, bo prosiła, żebym czasami zmieniał
intonację, żebym czasami coś podinterpretował. Zresztą ja z
przyjemnością interpretuję. Ja bardzo lubię mówić swoimi
bohaterami, bo pamiętam jak oni do mnie mówili. Więc jak jakaś
moja bohaterka do mnie mówiła: “Ja te kursy (chodziło o kursy
dla bezrobotnych) kończyłam z rozpaczy”. To ja nie czytałem tego
jak beznamiętny aktor, czy beznamiętny narrator, tylko ja czytałem
tak jak ją słyszałem. “Ja te kursy proszę pana kończę z
rozpaczy” więc mnie się akurat podobała ta zabawa. W przypadku
audiobooka “Zrób sobie raj” to była realizatorka, ale dawała
mi wolne pole do interpretacji tylko bardzo czuwała nad tym, żeby
dobrze zaakcentować słowa, żeby odpowiednie były też przerwy
między zdaniami. Jak jest akapit, to żeby robić małą pauzę. Ja
się przekonałem, że to wszystko jest wielką, wielką sztuką,
jest to w ogóle wspaniały świat. Czytanie książek na głos. Jest
to świetna praca i szczerze mówiąc jakby mi wyciekł talent, mój
reporterski, to ja może bym poszedł potem na jakieś kursy
jeszcze dykcji, bo ja mam kłopoty, tak szeleszczę często. Zamiast
“sz” mówię “s”, jak się tak zapędzę. Moja mama mi ciągle
zwraca uwagę jak gdzieś jestem w radiu i mam jakiś wywiad to mama
mówi: “no i znowu zamiast szeleścić mówiłeś selescić”
Poszedłbym chętnie na jakieś kursy i potem mógłbym pracować
jako lektor. Mnie to fascynuje bardziej, nigdy w życiu nie chciałbym
być aktorem ani piosenkarzem a takim lektorem bardzo.
BK:
Zanim przeczytał pan swoją książkę “Zrób sobie raj”, jak
przeczytał ją, zinterpretował ją aktor? Krzysztof Wakuliński? I
jak to się panu podobało?
MS:
Podobało mi się , ale on to przeczytał właśnie tak jak powinien
przeczytać aktor. Czyli, to się mówi “na biało”. Czyli tak
beznamiętnie, a czytelnik sam sobie, słuchacz sam sobie dopowiada,
że tak powiem, jakąś interpretację. A ja wiedziałem to od mojego
wydawnictwa mogę sobie pozwolić na wszystko, tak jak Michał
Witkowski. Czyli, że ja mogę interpretować, że ja mogę być też
moimi bohaterami jeśli tak uważam i to mi się bardzo podobało. To
sa dwie bardzo różne szkoły. Na przykład moja koleżanka i
współpracownica Julia Jonek mi powiedziała, że “Zrób sobie
raj” czytam za szybko. Że uciekło jej wiele rzeczy, że ona lubi
tę książkę, a uciekło jej wiele rzeczy bo jest to jak na jej
gust przeczytane za szybko. Więc zgodnie z jej życzeniem “Laskę
nebeską” czytałem już po woli.
BK:
To ciekawe, bo zabieram się do słuchania “Laski nebeskiej” i
też zauważyłem, że troszkę (poprzednio) za szybko, wydawało mi
się. Przecież nie ma już takiego ograniczenia, jeśli chodzi o
długość płyty...
MS:
Ale wie pan z czego to wynika? Też z mojej tremy pewnej. Że w
trakcie tego czytania, to przecież ja w ogóle bardzo często mam
tremę w takich sytuacjach i to wynikało z tremy i ze stresu. Mnie
troszkę stopowały te realizatorki. To tak jak teraz mówię dość
szybko, tutaj u nas w radiu, to ja prywatnie tak nie mówię. No
niestety fakt, że mnie państwo słuchają powoduje, że coś w e
mnie przyspiesza no taki już jestem.
BK:
Czyli już mamy 3 audiobooki, ale kolejne planuje pan też nagrywać?
MS:
Zobaczymy. Najpierw muszę napisać jakąś sensowną książkę.
Podkast Rozmowa z Mariuszem Szczygłem, którego autorem jest Borys Kozielski dostępny jest na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0 Unported License.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz